Kurs języka niderlandzkiego inburgeringscursus w Holandii. To ten dzień. Mówi Jasiu do siebie. Zapisze się na kurs języka niderlandzkiego z Urzędu miasta. Są darmowe więc warto spróbować. Zadzwonił i się zapisał. Zdał testy na inteligencję, o których się nie mówi choć zastanawiał się po co im te testy do nauki cyfr i alfabetu. Oni chyba nie myślą, że wszyscy jesteśmy jacyś inni. Myśląc, że będzie czekał na kurs parę tygodni zawiódł się strasznie gdyż zadzwonił do niego pracownik dopiero po roku czasu z informacją za tydzień zaczyna się kurs. Nie zwlekając i z dużą dozą braku chęci pomieszaną z radością postanowił spróbować swoich sił w szkole. Naturalnie wiedząc, że jak nie pójdzie to ktoś inny zajmie jego miejsce. W końcu nastąpiła ta chwila. Pierwsza lekcja. Emocje, wstrzymany oddech i pełna koncentracja. Wtedy się zorientował, że będzie się uczył języka niderlandzkiego w języku niderlandzkim co ucieszyło go niezmiernie. Zaraz poprawił mu się humor i powiedział do siebie „wychodzę”… Ale został pół roku i dotrwał do pierwszego testu językowego i naturalnie go nie zdał bo nie było go na połowie wszystkich lekcji, które odbywały się o godzinie 18.00, a on kończył pracę o 17.30. Na usprawiedliwienie można dodać tylko, że kursy odbywały się od godziny 18.00 do 21.00 dwa razy w tygodniu. Więc nawet zaczynając kurs okłamał siebie mówiąc „będę chociaż raz w tygodniu” Po pół roku nauki i zdanym egzaminie na poziomie nieznanym nauce języków obcych A0 potrafił powiedzieć cyfry, popisać się przed kolegami zdaniem „Wat is jouw naam?” co przydało mu się w poszukiwaniu nowej pracy gdzie trzeba było tylko na rozmowie o pracę powiedzieć jaki to kolor w języku niderlandzkim. Naturalnie jego koledzy pełni zapału postanowili się uczyć dalej i jak tylko zorganizowano nowy kurs od razu przystąpili do nauki gramatyki języka niderlandzkiego. Toteż ku ich zaskoczeniu nauka gramatyki polegała na powtarzaniu zdań w języku niderlandzkim. Czyli powtórz co powiedziałem, a zaczniesz mówić w języku niderlandzkim. Nie małym zaskoczeniem była pierwsza wizyta u lekarza, gdzie przejście pierwszej bariery czyli pani asystentki było jak wejściem na K1. Szło dobrze dopóki pani asystentka nie zadała pierwszego pytania w, którego nie było na lekcji. Naturalnie po dwóch latach nauki języka w szkole z Urzędu miasta powinno się to udać, lecz ku zaskoczeniu całej zgromadzonej publiczności się to nie udało. Pierwsza myśl, która przychodzi do głowy to: „Może był to falstart?” Może jeszcze dwa lata i dziesięć godzin nauki w tygodniu mi pomoże? Pewnie tak, tylko już teraz wiadomo dlaczego te kursy są darmowe, a nie płatne.